Właśnie 13-ego września jakieś 27 lat temu mój tato strzelił pieknego odyńca o wadze 136kg (brązowy medal tylko) miał obłamaną prawą szable na wysokości wylotu z żuchwy, od tego wrześniowego poranka minął kawał czasu.W naszym obwodzie (pola) łowieckim od tego czasu bardzo wiele się zmienilo.
Dzis wyglada to tak:olbrzymie polacia kukurydzy kilka nie dużych remiz oraz AUTOSTRADA.To bardzo zmienilo szlaki migracyjne zwierzyny i zniechecilo mysliwych do polowan w tak nie sprzyjajacych warunkach.Trzynastego września roku 2008 postanowilem namowic tate na zasiadkę(na kocu) przy autostradzie. Początkowo sie sprzeciwial bo: "nic nie slychac prucz tycz cholernych samochodow,swiato oslepia z lamp autostrady" Po dlugich na mowach...Jedziemy.Jest 0:30 kiedy juz siedzimy pod wielkim lanem kukurydzy(obok niej ladna łaka okaleczona juz przez dziki)o 01:30 juz ma dosc sluchania samochoduw mknacych autostrada!siedzmy jeszcze do 02 mowie,ok odpowiada.
Mija 10 minut i nagle z kukurydzy wychodzi potezny dzik!(okolo 130kg) blisko,natyle blisko nas ze zamarlismy w bwzruchu,przez chwile myslalem ze cofnie sie w kukurydze,ale on nas nie nwidzi bo swiatla z autostrady go oslepiaja,tato stara sie podniesc bron kiedy on wciaz ma namiar na nas,po chwili dzik rusza w lake swinskim truchtem,tato sklada sie,napina przyspiesznik i...BACH!!!!!! odleglość jakies 50 metrow, kula uderzyla potwornie,a dzik mocno przyspieszyl i doszedl do kolejnej kukurydzy,znika w niej. Do świtu jeszcze 4.5 godziny,psem doszedlem do kolejnej kukurydzy i znalazlem farbe kilkukrotnie,zdecydowalem sie na odpust do rana bo dzik mial okolo 130 kg(odyniec)wiec to nie zarty jak mawial CHUPALOWSKI. Jest pochmurny wrzesniowy ranek,ruszam z psem na zaznaczone ostatnie miejsce.Szukalem do 9:30 niestety bez rezultatu. Moral z tego taki:"NIC DWA RAZY SIE NIE ZDARZA" Treść zaczerpnięta z
abebooks