Wszystkim nie tylko młodym myśliwym chciałbym dać jedną fundamentalną radę - z samochodu nie można nauczyć się lasu i pola. Aby czerpać z tej skarbnicy to trzeba się potrudzić pieszo, przedrzeć przez krzaki, wytaplać w bagnie.
Nie wiem skąd wzięła się maniera wjeżdżania do lasu, czasem pod samą ambonę. Ludzie którzy deklarują miłość do przyrody i jej skarbów tak arogancko "pchają" się w każdą dziurę smochodem zamiast podreptać po łowisku. Wynająć bryczkę czy linijkę. A ubitą zwierzynę zawsze można dowieźć wynajmując kogoś. Często w kołach ten problem jest rozwiązany, jest ktoś kto pomoże, bo mieszka na miejscu.
Ile też kolega ~Snajper~ ma zamiar strzelać grubej zwierzyny w roku?
Ech szkoda gadać
