PRZYGODY ŁOWIECKIE Z PÓL I KNIEJI!!!

Rozmowy na tematy aktualne, problemowe, niewygodne

Moderator: Cyzio

PRZYGODY ŁOWIECKIE Z PÓL I KNIEJI!!!

Postprzez PASJONAT-HB » 17 sierpnia 2009, 09:36

SERDECZNIE ZAPRASZAM WSZYSTKICH KOLEGÓW MYŚLIWYCH, DO PODZIELENIA SIĘ WRAŻENIAMI Z ŁOWÓW (GDZIE?, KIEDY?, JAK? NA CO? JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ? ORAZ JAKI EFEKT PRZYNIÓSŁ WYPAD!)
POZDRAWIAM!!!
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez tadeusz mirczewski » 17 sierpnia 2009, 12:36

Gorąco popieram-parę tygodni temu proponowałem już na tym forum podobny temat.Niestety wówczas nie było żadnego odzewu,może boimy się prezentować własne odczucia i emocje. Może boimy się krytyki,ostrych ocen naszej ,,pisaniny''.Ale gdzie mamy dzielić się naszymi przeżyciami,gdzie pisać o przygodach które czasami są tak niewiarygodne że ,,zwykły'' śmiertelnik słysząc te opowieści puka się w czoło z niedowierzaniem.Właśnie to forum jest odpowiednim miejscem do wymiany i poglądów i własnych przeżyć ,bo tylko tu będą one żyć .A malkontenci zawsze byli i będą,najłatwiej nie robić nic,lub kryjąc się za anonimowością wszysko i wszystkich ośmieszać.Piszmy też o ludziach,tych prawdziwych,autentycznych pasjonatach których ciągle wielu mamy wokół siebie.Pamiętacie pewnie słynne powiedzenie-,,Spieszmy się kochać....'',my możemy dodać -spieszmy się spisywać wspomnienia,tak szybko ulatują.
tadeusz mirczewski
 
Posty: 54
Dołączył(a): 1 maja 2009, 17:39
Lokalizacja: ŚLĄSK

Postprzez PASJONAT-HB » 17 sierpnia 2009, 18:23

Miło czytać!
Jestem obecnie u szwagra i biesiadujemy!
Omawiamy różne sprawy, w tym łowieckie ( szwagier nie jest myśliwym)!
Rano wybieram się na czarnego zwierza pod kukurydzę, upał mam nadzieję, że zmusi go do wyjścia do wodopoju i wracając do kukurydzy lub z niej schodząc da mi szansę św.Hubert na strzał( mam nadzieję,że celny)!
Przeżyciami podziele się z kolegami z forum i nietylko!
POZDRAWIAM!
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez PASJONAT-HB » 18 sierpnia 2009, 18:23

Poranek był bardzo spokojny, tylko jeden sprinter wracał do kukurydzy w odległości ok.200m, nawet broni nie podnosiłem! Natomiast pozostała kompania do ok. godz. 7.00 dewastowała na potęge biedną kukurydzę
i żaden nawet tabakiery nie wystawił!
Jutro planuję dobrać się im, do chwostów.
Ps.Wabiłem pięknego myłkusa, lecz bez efekty podszedł kilkanaście metrów w moją stronę i przestał reagować a następnie zszedł do lasu.
Pozdrawiam!
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez PASJONAT-HB » 18 sierpnia 2009, 18:25

"efektu"
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez doliwa » 18 sierpnia 2009, 19:41

Szanowni Koledzy - wiele przygód i wspomnień łowieckich jest opisane przez kolegów w "Opowieściach z głębokiej kniei". Nawiasem mówiąc, wspomnienia sypneły się po ogłoszeniu przez portal konkursu.Warto poczytać a może i napisać! Zachęcam i pozdrawiam
Doliwa
doliwa
 
Posty: 137
Dołączył(a): 13 lipca 2008, 19:38

Postprzez bock » 19 sierpnia 2009, 06:40

''Wabiłem pięknego myłkusa, lecz bez efekty podszedł kilkanaście metrów w moją stronę i przestał reagować a następnie zszedł do lasu. ''
Pasjonat-HB
:lol: zdaje sie,ze ten myłkus wyczuł podstęp czyżby fałszywa koza?
DB bock
Avatar użytkownika
bock
 
Posty: 244
Dołączył(a): 13 lutego 2008, 19:01
Lokalizacja: http://giwera.ubf.pl/news.php

Postprzez andrzejml » 19 sierpnia 2009, 07:27

Tak na szybkiego bo dopiero wróciłem, dziś o 4:20 z rana wypad w łowisko, w pobliżu miejsca gdzie były puszczane bażanty dwa tygodnie temu postanowiłem zawabić na lisa. Zasiadłem pod krzaczkiem była już szarówka, i zawabiłem Jackrabbitem po dwóch kniazieniach ujrzałem biegnącego po ściernisku w moim kierunku rudzielca, który zbliżywszy się na ok 40 - 50 m został obdarowany śrutem :lol: . Mój pierwszy lis w tym sezonie licząc od 1 lipca. Następnie kilka objazdów po polach ( kilka kóz z koźlakami, dwa zające, i jeszcze jeden lisek który szybko się ulotnił w zakrzaczenia). Podczas powrotu na ścierni stadko grzywaczy, no i właśnie se roboty nadałem idę obierać jednego gołąbka :D . Pozdrawiam kolegów myśliwych.
andrzejml
 
Posty: 11
Dołączył(a): 17 sierpnia 2009, 20:25

Postprzez tadeusz mirczewski » 19 sierpnia 2009, 10:38

W niedzielę wczesnym rankiem odwoziłem znajomego na lotnisko pod Londynem.Postanowiłem wracać na skróty,piękne krajobrazy,wokół ścierniska,trwają jeszcze żniwa.Droga choć malownicza jednak bardzo wąska,obramowana żywopłotami.Wszędzie,na poboczu,na samej drodze setki grzywaczy i królików.Gołębie zbierają drobne kamyki potrzebne w procesie trawienia,króliki wcinają trawę.Widok wprost nierealny,czułem się jak w filmie ,,Ptaki''Musiałem zwalniać do 20 km. aby uniknąć wybicia szyby.Droga która zajmuje mi normalnie 30 min. tym razem trwała 50.Ale żaden gołąb ani królik nie zgineły.Raj,Eden,Eldorado-zależy dla kogo,dla mnie z pewnośćą,dla rolników to plaga.Tutejsi myśliwi,tj.moi znajomi z upolowanych gołębi wykorzystują tylko piersi,nie skubią ich,tylko rozcinają skórę wyjmując filety.Moje początkowe próby z pieczenim filetów były mało udane,filety ciągle były twarde.Dopiero mój miejscowy przyjaciel pokazał mi dobry sposób,kroi piersi gołębia na cieńkie talarki,następnie smaży je krótko na gorącym oleju z dodatkim cebuli,papryki i pieczarek.Bardzo dobre-smacznego.
tadeusz mirczewski
 
Posty: 54
Dołączył(a): 1 maja 2009, 17:39
Lokalizacja: ŚLĄSK

Przygody

Postprzez doliwa » 20 sierpnia 2009, 08:51

To i ja dołączę się z moją przygodą. W swoich łowieckich początkach czyli dawno,dawno temu, polowałem w jednym z zachodniopomorskich kół z którym do dziś łącza mnie przyjazne stosunki, tym bardziej ,że obwody tego koła obfitują w czarnego zwierza, którego u nas na południu kraju jak na lekarstwo.Te 850 km w jedną stronę - szaleńcy prawda ? pokonaliśmy jednej sierpniowej nocy. -Trafiliście rzekł Przyjaciel.Koszą rzepak i to za miedzą naszego miejsca zakwaterowania.
Konieczny odpoczynek po podróży przeciągnął się do godzin popołudniowych,gdy przez płytki sen usłyszałem - dziki,dziki - wybiegłem przed "Hubertówkę".Faktycznie spod koszącego rzepak kombajnu umykają dziki ,kilka warchlaków,przelatków,locha , jakieś wycinki, słowem nasz pobyt zapowiada sie rewelacyjnie! Około godz. 19,30 wybieramy się na pierwsze podchody i zasiadki. Mnie przypadła w udziale okolica siedemnastej ambony, czyli rżysko po rzepaku.Skrajem zakrzaczonego rowu ,bardzo powoli udaję się w kierunku ambony, gdy wtem z tego właśnie rowu na rżysko wypada ta zdezorientowana zmianą otoczenia zróżnicowana wiekowo wataha.Przyznam też byłem nieco zdezorientowany, gdy nieoczekiwanie odezał sie dzwonek mojego telefonu.Oczywiście dziki w pośpiechu oddaliły się w kierunku lasu,ąle w telefonie słyszę - w twoim kierunku idzie dzik- odwracam się.Faktycznie! Swińskim truchtem , troche na kulawy sztych od przodu,idzie ten dzik.Odległość maleje.Wiatr mam dobry a więc i sporo szans na sukces.Przyklękam . W lunecie dzik coraz większy i gdy wypełnił światło okularu lunety,dopełnił się również jego los.Po raz pierwszy tak duży zwierz zrolował mi w ogniu jak nie przymierzając zwykły szarak.Po raz pierszy też strzeliłem dzika na telefon.Tego samego wieczoru była też przygoda z szerszeniami ale to już temat na osobną opowieść.
Darz Bór
Doliwa
doliwa
 
Posty: 137
Dołączył(a): 13 lipca 2008, 19:38

Postprzez tadeusz mirczewski » 20 sierpnia 2009, 18:16

Miałem podobną przygodę z dzikiem-dzikiem bardzo punktualnym.Wychodził z lasu o 21, z tolerancją paru minut,tak było przez kilka wieczorów.Oczywiście jak ja na ambonie,to on spod dębów 200m dalej ,jak ja pod dębami, to on pod amboną.I tak spotykaliśmy się co wieczór o 21.Trzeba przyznać był punktualny.Kolenego wieczoru postanowiłem poczekać na niego przy starej zawalonej stodole, zauważyłem bowiem że często tam zmierza ,po wyjściu z lasu.A cóż go tam kusiło;gruszki,wiele opadłych owoców.Zjawił się ,popatrzył jak grzecznie siedzę na stołku i tyle.Zaszedł mnie z tyłu,o strzale nie było mowy.Potem widziałem go jeszcze ze dwa razy buszującego w zbożu.Miałem dość tej zabawy,pasja pasją ale pora wracać,samochód zostawiłem jakieś 500 m.stąd na polnej drodze.Już widziałem jego zarysy gdy spostrzegłem jakiś cień zbliżający się w moim kierunku.Pierwsza myśl-kolejny pies wypuszczony aby się ,,wybiegał'',ale nie ,to chyba mój dzik zmierza świńskim truchtem wprost na mnie.Zdążyłem ściągnąć kniejówkę,muszę być jednak pewny że to dzik, że nie prowadzi warchlaków.20 m-jest sam,10 m.5,4,3-strzał.Leży- mam go na wyciągnięcie ręki.To najkrótszy dystans na jakim strzelałem do dzika,czemu zwlekałem,nie wiem,ważył 60 kg.Przez dwa kolejne wieczory wracałem w to miejsce ,chcąc się upewnić że to był on,dzik z zegarkiem....Chyba tak-o 21 nic z lasu nie wyszło.Darz bór.
tadeusz mirczewski
 
Posty: 54
Dołączył(a): 1 maja 2009, 17:39
Lokalizacja: ŚLĄSK

Postprzez PASJONAT-HB » 26 sierpnia 2009, 19:09

" NA ŚPIOCHA "
Początek września w minionym sezonie, po dłuższej przerwie w polowaniach postanowiłem wybrać się na wieczorne łowy, poczyniłem więc przygotowania, rozkonserwowałem broń, przygotowałem plecak z akcesoriami, ubrany gotów do wyjścia, gdy do domu wchodzą goście, biesiada do 1.00 w nocy!
Nie daję za wygraną, odmówiłem sobie napojów rozweselających więc pojadę rano, ale czy jest sens kłaść się, więc natychmiast ruszam w knieję!
Na ambonie jestem ok 2.30 - ciemno, że "oko wykol" wytrzymałem do ok 4.00 i zgasłem, blask słońca sprawił, że otwieram oczęta, patrze na zegarek .... UUU! Godz. 8.30, miast imprezować, wyspać się we własnym domu to mi się polowania zachciało ( może jednak żona ma rację, że to choroba )! Po chwili słyszę łamanie gałęzi w pobliskich krzakach, mym oczom na czystej łące ukazują się dwa kabany, broń do oka - strzał, dziki wpadają w krzaki, jeden następnie wybiega z krzaków i kierując się w stronę lasu po celnym strzale gaśnie w ogniu! Głęboki wdech, radość, po 10min. idę sprawdzić miejsce pierwszego zestrzału, ale farby brak! No nic, ważne że jeden leży, udaje się po auto, patroszenie, oględziny ( fartowny strzał na łopatkę ) zastanawiam się jak to możliwe, że dzika w biegu udało sie położyć a stojącego "spudlić", wracam w miejsce pierwszego zestrzału i zaczynam kluczyć, jest odrobina mięśnia i błony na pniaku, obieram kierunek poszukiwań w stronę, gdzie kruszyna zasłaniała mi widoczność. Jest farba, pryska jakby z tabakiery, podnoszę głowe i w odległości 30m na ścierni leży mój dzik. Radość tym większa, że trafiony na wysoką komorę a naprężona skura zamkneła otwór wlotowy i wylotowy padł po ok 100m! Jeden 62kg a drugi 74kg!
Jak to mój ojciec powiada "mój zwierz zawsze na mnie czeka" - polowanie zakończyłem w południe a koledzy, którzy polowali w sąsiednim rewirze, gdy ich obiudziłem prosząc o pomoc śmiali się, że dziki przywiozłem ze sobą i jaja sobie z nich robię, bo gdy schodzili o 7.30 z ambony to tylko grzybiarzy widzieli!
Fart to Fart!
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez tadeusz mirczewski » 27 sierpnia 2009, 11:44

Już w domu,wieczory i ranki oczywiście spędzam w łowisku.Dwa dni temu czekając na kozła strzeliłem lisa,zauważyłem że na krótkie dystanse bardzo skuteczny jest ,,kaczy śrut''.Już w ubiegłym roku parę razy strzelałem do lisa z 0 ,i nic. A strzelając drobnicą były efekty.Dziki siedzą twardo w kukurydzy,pilnujemy ale cóż można zdziałać, na strzały już dawno nie reagują.Włoczęga za kozłami to czysta przyjemność, w naszych łowiskach jest ich sporo, jednak znalezienie tego jednego-jedynego to już inna sprawa. Wczoraj wieczorem wędrując polną drogą naszedłem pięknego jednotykowca, 4-5 lat.Zdążyłem podejść na jakieś 60 m.On na miedzy porośniętej wysoką trawą, ja w pozycji klęczącej zaczołem rozstawiać statyw kamery,udało się ,choć kozioł zaczął coś podejrzewać. Niby żeruje, ale ciągle zerka w moją stronę.Kamera pracuje, mam go w lunecie,przyspiesznik naciągnięty, no będzie piękne ujęcie. Nie chciał widocznie czekać na scenę końcową,jednym skokiem zniknął za miedzą.Byłem tam dziś rano, niestety nie pojawił się.Może wieczorem znów sie spotkamy a wówczas zacznę rozstawiać statyw kamery.....
tadeusz mirczewski
 
Posty: 54
Dołączył(a): 1 maja 2009, 17:39
Lokalizacja: ŚLĄSK

Postprzez PASJONAT-HB » 1 września 2009, 09:53

Podczas ostatniej wyprawy udało mi się pozyskać dwa dziki i dwa lisy.
Wieczorem podczas zasiadki na Sośnie w odległosci ok 50m pojawił się mykita, a że była godz. 18.30 bez większych ceregieli oddałem celny strzał, po około 20 min "ni stąd, ni z owąd pojawił się dziczek" odległość niewiele większa równie udany strzał ( nie chwaląc się :lol: )! Gdy kończe go patroszyć ok godz. 19.30 przyjeżdzają kol. na polowanie zaskoczeni tym, że ja już mam co położyć na pokocie. Uzgadniamy, że ja zostaje do rana a oni gdy będą zjeżdzać zabiorą mojego dzika na skup!
Zmęczenie daje się we znaki i ok 23.OO udaje sie na odpoczynek do auta , za kilka chwil pojawiaja sie kol. i śmiejac się opowiadają jak to dziki chciały przewrócić moją sosne a następnie auto, w którym smacznie spałem!
A oni dobrzy kol. przyszli mi z pomocą i jednego z tych agresywnych dzików odstrzelili, tym samym ratując mnie z opresji!
Serdecznie im podziękowałem, trochę śmiechu, dziki spakowane podobnej wielkości ( 42kg mój i 52kg kol.), odjechali!
Skoro dziki tak zajadle atakują to trzeba sie bronić ,budzik na 4.00 i do boju! Zrobiło się dość zimno i rozgrzanie się zajeło mi z 15min. W oddali słychać kwik i łamanie 4.30,5.00,5.30,6.00 cisza, cisza, nawet sarniny nie widać. 6.30 pora kończyć polowanie, martwa cisza i ostre słońce nie zachęcają do dalszego polowania.
Nagle jest, elegancko pomyka ścigając młode kurki - mykita! To polowanie było jego ostatnim. Gdy dotykam stopami ziemi pod sosną sprintem od lasu na sztych udaje się przyzwoity pojedynek, niestety zauważył mnie, odskoczył i fuczy, zgubiła go chęć powrotu w pola do kukurydzy, uciekając do lasu zmienia plany i łukiem omijając sosnę zmierza powtórnie w pola, dystans ok 150m zwalnia przed rowem, decyduje się na strzał, dzik wpada do rowu, z którego już nie wychodzi. Odczekuję 15 min. i rozgoraczkowany ruszam w jego stronę, już przed rowem odnajduję farbe, przy rowie jest dośc silna więc jestem nastawiony optymistycznie, ostrożnie przemieszczam sie skrajem wypatrując mojego dzika, wody w rowie niema ale jest silnie zarośnięty i dośc głęboki, nie ryzykuje dochodzenia po farbie. Po ok 60m dostrzegam wygniecioną "szabalinę" i próbę wspięcia się dzika na przeciwlegy brzeg rowu, jest sporo farby a na dnie leży sam on, czarny piękny zwierz.
Z pomocą przychodzi mi miejscowy rolnik z synem, wyciąganie, patroszenie, ładowanie do auta! Oręż niewielki, ale na skupie okazuje się 88kg jestem szczęsliwy, że polowanie się udało św.Hubert darzył i oko nie zawiodło, bo strzał był fartowny lekko spużniony, ale wątroba i tylna(dolna) część płuc zostały rozbite w miazgę a żołądek i jelita nie ruszone.
Pozdrawiam!
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez PASJONAT-HB » 29 września 2009, 17:02

W minioną sobotę wraz z sympatycznymi kol. udałem się w łowisko. Rykowisko zmieniło położenie i nastawiamy się na dziki. Ok. godz. 17.45 jesteśmy pod kukurydzą, kol. proponuje mi zasiadkę między kukurydzami, gdzie często wychodzą na czyste. Mam jeszcze odstrzał na rogacza więc zmieniam plany i wybieram się na podchód a kol. sadzam na zwyżce między kukurydzami i kolejnego na ambonie pod lasem a sam udaje się na spacer brzegiem starorzecza. Po ok 1km kluczenia po ścieżkach spotykam dwa jenoty, były szybsze i udaje się im zbiec bez konsekwencji. Jest godz. 19.00, rogaczy ani śladu i w trzcinowiskach panuje cisz. Postanawiam wracać do auta i przemieścić się na ambonę przy lesie. Po ok. 100m w odległości 60-70m z trzcinowisk wychodzą dwie łanie a za nimi piękny ósmak! Gdy pierwsza łania mnie zauważa dla byka jest już zapużno, po strzale odskakuje na 20m i pada martwy.
Po kilku minutach słyszę dwa strzały, kol. siedzący między kukurydzami kładzie dwa wycinki po 60kg, po chwili dzwoni pochwalić się rozkładem i pyta jak tam mój rogacz? Zadowolony odpowiadam, że to największy "ROGACZ" jakiego strzeliłem! Gdy, rozpoczynamy ściąganie kol. śmieją się , że stałem się wygodny i zamiast podciągnąć rogacza do drogi, ciągnę ich wszystkich w chaszcze, gdy widzą "ROGACZA" , śmiech, gratulacje, zdjęcia i uściski, jednomyślnie przyznają, że takiego "R..." jeszcze nie widzieli. Na skupie waga pokazała 153 kg i wstępnie oceniamy go na 8-9lat.

Ps. A jak tam u was koledzy?

POZDRAWIAM!!! :) :) :)
PASJONAT-HB
 
Posty: 161
Dołączył(a): 10 marca 2009, 11:36
Lokalizacja: Podkarpacie

Następna strona

Powrót do O Czym Szumią Knieje

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 115 gości