Witam Kolegów.
zastanawia mnie pewien fenomen ekonomiczny w naszym kraju. mamy tu 120tys. myśliwych. sklepów myśliwskich nie jest jednak tak znowu dużo. stąd świadomość sklepikarzy, ze klyent i tak przyjdzie, spowodował, ze klyent traktowany jest zlewczo przez sklepikarza, o ile nie jest jego kumplem lub nie pojawia się u tegoz sklepikarza od co najmniej 5 lat.
W moim prywatnym rankingu króluje niezmiennie warszawski sklep na woli- co do zasady czułem się tam traktowany per noga, jeszcze trochę i pan za ladą by mnie zapytał "a pan to do kogo?". rozumiem, ze podstawą przeżycia jako klyent sklepu myśliwskiego jest w naszym kraju łaszenie się jak pies do sklepikarza, jednak trochę dziwi mnie, ze ten stan tak długo się utrzymuje. czy "klyent z ulicy" nie ma szansy na normalne traktowanie? jak to wygląda Waszym zdaniem w skali kraju? chętnie usłyszałbym również zdanie sklepikarzy.
DB